Inauguracja sezonu II ligi koszykówki z udziałem Noteci Inowrocław jest okazją do kolejnych rozważań o koszykówce w Kronikach Inowrocławskich......Udało się w Inowrocławiu zbudować ciekawy zespół, konglomerat młodości i doświadczenia.
O składzie drużyny już pisałem, w ostatniej chwili, tuż przed rozpoczęciem rozgrywek udało się działaczom klubu podpisać kontrakt z Damianem Janiakiem (30 lat 195 cm wzrostu), uniwersalnym graczem na pozycje 2-4.
Nowy nabytek Noteci przez ostatnie 8 sezonów grał w pierwszoligowych zespołach : Energa Kotwica Kołobrzeg, Polfarmex Kutno, Spójnia Starogard, MKS Znicz Basket Puszków i ostatnio w STS Czarni Słupsk, gdzie notował średnio na mecz 7,5 pkt i 4,4 asysty.
Powinno to być duże wzmocnienie naszego zespołu.
U dołu poster z portalu i-basket.pl
27 września w hali na Rąbinie inowrocławska KSK Noteć Inowrocław zainaugurowała rozgrywki II Ligi Koszykówki meczem z Miastem Zakochanych Chełmno.Zespół prezentuje się doskonale w nowych strojach przygotowanych na ten sezon.W spotkaniu nie wystąpili: Tomasz Kretkowski i Mateusz Matuszak.....kadra jest 14 osobowa i wiadomo, że w każdym meczu ktoś będzie pauzował, ale jest to jednocześnie dobre zabezpieczenie na dolegliwości, kontuzje itp. a sezon wiadomo....długi.Jak widać popularny "Matejko" ma jakieś problemy z ramieniem.....W zespole przeciwników również zagrali inowrocławianie.....Przeciwnik nie najtrudniejszy, coach Piotr Wiśniewski ma okazję do przetrenowania zagrywek, sprawdzenia różnych ustawień, rotowania składem.....Mimo zaledwie kilku treningów doskonale wprowadził się do drużyny Damian Janiak, doskonale czuje się pod piłką, wiele widzi na parkiecie, potrafi wykreować kolegów z zespołu, lub siebie samego, jest skuteczny zarówno pod koszem jak i na dystansie, wprowadza spokój w rozegraniu, ten transfer wygląda na strzał w dziesiątkę......Z racji doświadczenia, ogrania, wszechstronności, zimnej głowy może być przedłużeniem myśli trenerskiej na parkiecie........Dopisała widownia, mimo pandemii kibice dość licznie zameldowali się w pięknej inowrocławskiej hali.Barwy Noteci również na trybunach, to członkowie Klubu Kibica, przydałby się klubowy sklepik na hali, a w nim do nabycia bluzy, koszulki, szaliki, czapeczki i inne gadżety w barwach klubu......Pierwsze 3 spotkania Noteć gra u siebie jest okazja by dopracować zagrywki i schematy w ataku i w obronie,w sytuacjach specjalnych, wyprowadzanie piłki spod kosza, z autu, przy wyrównanych końcówkach itp.
Nie można bazować na spontanicznych, sytuacyjnych rozwiązaniach kreowanych przez samych zawodników.
Sam mecz niemal bez historii, cały czas zdecydowana przewaga Noteci, dość ciekawe rozwiązania stosowane przez naszą drużynę: były penetracje i zagrania pod kosz lub na obwód, obrona, przechwyty i kontry, atak pozycyjny, rzuty z dystansu i spod obręczy......ale tak całkiem cukierkowo to nie było....
Kontry 2 na1, albo nawet 3 na 1 niekończone punktami, akcje pod koszem: po zwodzie, uwolnieniu się od obrońcy niecelne rzuty, no i duży grzech: bardzo słaba egzekucja rzutów wolnych....58% to grubo poniżej poziomu przyzwoitości.
Jest więc nad czym pracować ......zresztą połowa składu, to nowi gracze potrzebujący zgrania i zrozumienia.
Warto nagrywać mecze, analizować je szczegółowo i wyciągać wnioski, ciągle dążąc do rozwoju i eliminowania błędów, by w końcówce sezonu, w walce o awans do I Ligi mieć przewagę nad innymi drużynami.W połowie spotkania zdecydowana przewaga Noteci......Widownia zadowolona z przebiegu spotkania i gry naszej drużyny......Utwór Damiana Laskowskiego o Noteci Inowrocław rozbrzmiewał w naszej hali, a sam Damian zasiadł na trybunach podczas meczu...Mimo wysokiej przewagi coach zamyślony......Norbert Ziółko dobrze wprowadził się do drużyny...Jest pewne, wysokie zwycięstwo, Bartosz Muda najlepszym strzelcem naszego zespołu.Krzysztof Kozłowski rzucił najwięcej punktów dla drużyny z Chełmna.Rzuty wolne warto trenować, są to zawsze ważne i łatwe punkty, wszak nikt nie broni.....4 października o godzinie 17 kolejny mecz Noteci w naszej hali, tym razem przeciwnikiem będzie Ogniwo Szczecin.
Zapraszamy kibiców na trybuny hali do dopingu naszego zespołu, łatwiej będzie chłopakom wygrać kolejny mecz, a gdy są zwycięstwa tworzy się fajna atmosfera i wszystko przychodzi łatwiej.
Teraz nadszedł czas na kilka słów o NBA i zbliżających się tam ostatecznych rozstrzygnięciach.
Dzisiaj, w momencie gdy piszę te słowa pozostał już tylko do rozegrania finał ligi pomiędzy Los Angeles Lakers i Miami Heat.
Lakersi pokonali w finale Zachodu rewelacyjnych Denver Nuggets.
Denver wcześniej wysłało na ryby faworyzowany zespół Los Angeles Clippers z Kawhi Leonardem i Paulem Georgem.
Niemal wszystkie mecze między tymi zespołami miały podobny scenariusz: na początku rozpędzali się Clippersi, prowadzili wysoko, czasami bardzo wysoko i nagle stawali.....grali chaotycznie, bez pomysłu, mnóstwo strat, indywidualne siłowe akcje...
Doc Rivers niezwykle doświadczony trener też był bezradny i nie potrafił odmienić losów tego spotkania.
Z drugiej strony spokojna, ułożona, cierpliwa gra Nuggets, niesamowici : Nikola Jokić i Jamal Murray wspomagani przez resztę zespołu, mądrze prowadzeni przez Mike Malone i przewaga Clippersów topniała błyskawicznie.
Dokładnie tak samo przebiegał ostatni finałowy 7 mecz w tej parze i prowadzący już po 4 spotkaniach 3:1 Clippers musieli przełknąć upokarzającą gorycz porażki 104-89 w ostatnim meczu i 4:3 w ostatecznej rywalizacji.
Wymęczeni 7 meczową rywalizacją z Clippers w finale Zachodu mieli już niewiele do powiedzenia z wypoczętymi Lakersami, choć walczyli ambitnie to udało się wygrać tylko jedno spotkanie.
Ostatecznie 4:1 triumfowali Lakers i to oni zameldowali się w wielkim finale.
W finale Wschodu było 3:2 dla Miami Heat i dzisiaj w nocy odbył się mecz o wszystko dla Boston Celtics.
Po pięknym w wykonaniu bostończyków poprzednim meczu, wygranym zdecydowanie 121:108 wydawało się, że Celtowie mogą jeszcze rozstrzygnąć tą rywalizację mimo przegrywania w serii 2:3, ale tak się nie stało.....
2 mecze więcej w nogach i dogrywka sprawiły, że w ostatnich 5 minutach 4 kwarty zabrakło sił i porażka zajrzała w oczy Celtów....
Popłynęły tytułowe zielone łzy....
Brak w składzie weteranów ( młodzi gracze, choć niezwykle utalentowani, nie są tak ograni, stabilni, odporni na stres), którzy w trudnej sytuacji są wstanie zapanować nad emocjami i udźwignąć ciężar gry, kontuzja Gordona Haywarda, krótka ławka, właściwie brak ławki....słaba formacja podkoszowa , praktycznie bez centra, będące pokłosiem nowych kontraktów dla ważnych graczy i ograniczeń w salary cap, pomogły Miami odnieść zwycięstwo, choć i tak Boston walczył dzielnie, przegrane spotkania w ostatnich minutach, czy nawet sekundach, trochę brak zimnej głowy, spokoju, cierpliwości, trochę szczęścia, równie dobrze wynik przynajmniej w 3 spotkaniach mógłby być odwrotny...
Miami w wielkim finale stanie więc na przeciwko LAL.
To wielki sukces "Żarów", którzy są wielkim objawieniem tegorocznych play off.
Najpierw odprawili z kwitkiem zwycięzców sezonu zasadniczego i głównych faworytów do zwycięstwa w finale NBA, Milwaukee Bucks i teraz w finale Wschodu pogromców aktualnych mistrzów (Toronto Raptors) Boston Celtics.
Wielkość drużyny Miami objawiła się właściwie w "bańce" , w Orlando podczas play off....
Dobra gra weteranów: Jimmy Butlera, Gorana Dragicia, Jae Crowdera i rewelacyjna wręcz postawa nowych objawień: Bama Adebayo, Tylera Herro ( dwudziestolatek), czy składającego się błyskawicznie do rzutu, jak rewolwerowiec do strzału Duncana Robinsona oraz wykorzystanie w ostatnim decydującym meczu odkurzonego, odrdzewionego weterana Andre Iguodali ( perfekcyjny występ i 4/4 rzuty za 3, choć wcale nie jest specjalistą w tym zakresie), to wszystko przyniosło Miami ten ogromny sukces.
W przekroju całych play off największą gwiazdą Miami wcale nie był typowany do tej roli Jimmy Butler, ale 23 letni gracz nigeryjskiego pochodzenia Edrice "Bam" Adebayo ( uczelnia Kentucky, 14 nr draftu 2017 roku), którego talent ciągle się rozwija i wszystko co najlepsze jeszcze przed nim...
Czy to wystarczy na mocarnych, silnych, wysokich, zbilansowanych Lakers czas pokaże, ale jedno jest pewne finał NBA zapowiada się niezwykle interesująco.
NBA kształtuje trendy rozwoju koszykówki na świecie: niedawno świat zafascynował się stylem wielkich mistrzów z Goldem State Warriors....szybkość, trójki, w większości small ball, czyli gra niskim, uniwersalnym składem....
Większość ligi poszła w takim kierunku, a najbardziej we wręcz kontrowersyjny projekt ultra small ball wkroczyli Houston Rockets, gdzie pod koszem "królował" center o wzroście 196 cm.
W sezonie zasadniczym jakoś to jeszcze funkcjonowało, ale w play off " Rakiety" jednak poległy z hukiem.......
Największym wyjątkiem w tym względzie w NBA są tegoroczni finaliści, Los Angeles Lakers....w żadnym innym klubie nie ma tylu gigantów: Anthony Davis, LeBron James, Dwight Howard, JaVale McGee, Markieff Morris, Kyle Kuzma, a ponieważ reszta zespołu jest ciekawa, nieźle zbilansowana, Lakersi wydają się faworytem finału, ale Miami bez walki się na pewno nie podda.
Na koniec chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na ciekawe zjawiska w grze na boiskach NBA.
Niezwykle ceniona jest multi-pozycyjność, uniwersalność zawodników, wielu graczy trudno przypisać do konkretnych pozycji, zanika niemal zupełnie tradycyjny center, są też tak nietypowi gracze, jak Nikola Jokić, czy Bam Adebayo rozgrywający wiele akcji, a występujący na pozycji nr. 5, nazywani point center, rozgrywający center.....
Rozgrywającym skrzydłowym jest LeBron James, a wcześniej takim graczem był Antoine Walker.....aktualnie w Bostonie tak gra Gordon Hayward, dlatego tak bardzo brakowało go zdrowego w tegorocznym play off.
Uniwersalność graczy zaczęła się już kilka lat temu, najpierw od obrońców, wielu wszechstronnych combo radziło sobie doskonale na pozycjach 1 i 2, a nawet 1, 2, i 3......
I chyba właśnie w tym kierunku zmierza nasza ukochana dyscyplina, wygląda na to, że od takich zmian nie ma już odwrotu.......